Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/560

Ta strona została skorygowana.

mam matkę i młodszego brata, który potrzebuje butów i wpisu do gimnazyum... skoro pójdę na puszczę udoskonalać się, chłopak będzie chodził bosy a matka będzie głodna...
Lecz Samana wzruszył tylko ramionami i po chwili wyrzekł obojętnym głosem:
— Dajcie tabaki!...
Żwan podszedł do małego stoliczka, na którym stało popiersie Buddhy i leżała papierośnica wypchana cygaretkami.
— Masz tabakę i twego Buddhę! — wyrzekł wesoło, stawiając popiersie na stole — wpatruj się w niego i toń w Nirwanie!
Patrzył chwilę na czarną twarz reformatora braminizmu i wzruszył ramionami.
— Dlaczego ten Buddha wiecznie się ironicznie uśmiecha? — zapytał.
Samana zapalał właśnie papierosa.
— Nie ironicznie... odparł — ale pobłażliwie... smutnie... Buddha nie miał ironii... to kwiat dekadencyi...
Żwan położył rękę na głowie Buddhy.
— Dziwny, zagadkowy uśmiech — wyrzekł powoli.
Umilkł i nagle szybko zapytał:
— Co zrobiłeś z twym bożkiem Wojny? — Byłbym go chętnie nabył... Niech pani sobie wyobrazi — dodał, zwracając się ku Helenie — iż Samana przed wyjazdem swym, miał w swem mieszkaniu całą kolekcyę bożków przerozmaitych wyznań religijnych... Królował wśród nich ten czarny Buddha, ale i inne poczwary niemniej wspaniałe robiły wrażenie. Szczególniej był tam bożek wojny, cały nadziany strzałami, z oczyma z błękitnej emalii. Szkoda, że pani nie widziała tej kolekcyi...