Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/561

Ta strona została skorygowana.

Helena starała się odzyskać panowanie nad sobą.
— Szkoda — powtórzyła z nagłym nerwowym śmiechem.
Teraz wiedziała już, gdzie i kiedy ujrzała po raz pierwszy twarz Buddhy.
Mieszkanie Samany służyło do jej schadzek z Hohem.
Królewski syn Suddhodany i Mai — ten, który miał rządzić plemieniem Sakyas, przezwany Buddhą (oświeconym) i któremu asceta Kaladevala przepowiedział, iż stanie się słońcem prawdy wskazującem drogę wyzwolenia się całej ludzkości — Buddha znający największą z tajemnic, bo początku i końca wszechświata — Buddha, uosobienie prawości i prawość tę, jako jedyny sposób do wejścia w Paranirwanę ukazujący... Ten Buddha dosięgający szczytów najwyższej potęgi — był świadkiem w swym drewnianym wizerunku jej komedyj zmysłowych z Hohem, jej kłamstw, fałszów i obłud, całej tej kuchni moralnej podłości, jaką się zajmowała w antraktach umysłowej ekstazy, objadania się ciastkami i popijania wina.
Była teraz już tak przejęta przenikaniem owych niewidzialnych dla naszego oka atomów, które później, jaką siedmsetną przemianę człowieka stanowić mogą, iż w jednej chwili utworzyła sobie przekonanie, że takie atomy Buddhy mogły błądzić w przestrzeni — dokoła jego wizerunku. Były w tem pojęcia czerpane z przekonania o cudowności statuy, jakie dla przeciętnych umysłów są pewną cząstką bóstwa, które przedstawiają.
Uczuła się zmieszaną wobec tej czarnej twarzy drewnianej, nieruchomej i wciąż zagadkowo uśmiechniętej. Pragnęła odejść, tembardziej, że dziś