— Widzę, że pani Świeżawska robi z naszym buddhystą co tylko zapragnie... Niechże mi się tylko kolega czasem w swojem medium nie zakocha..
Samana otworzył szeroko swe spłowiałe źrenice.
— A! — wyrzekł! — a!...
Zamilkł na chwilę, potem dodał:
— Musiałbym się przedtem wyprzątnąć uczuciowo!
Żwan śmiać się zaczął.
— Cóż to kolega zakochany?
— Tak!... odparł Samana... w Damajanti, w Sicie!... w Niehdali...
Żwan patrzył na niego i głową kiwał.
— Co się to z kolegą stało? — wyrzekł nareszcie z odcieniem litości.
— Ze mną?... nic! — odparł Samana — poznałem siebie... świątynię delficką... napis... poznaj siebie... poznasz Wszechświat...
Helenę niewiele dotykał drwiący ton mowy Żwana. Nie mogła w tej chwili pojąć, dlaczego tego człowieka nazywano — „Prorokiem“? Instynktem odgadła, iż Samana i Żwan są na jednej i tej samej drodze — tylko Samana biegnie w krainę fantazyi, Żwan zaś, porzuciwszy skrzydła, zaprzęga do swego podróżnego wozu — parę starych żółwi
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/563
Ta strona została skorygowana.