Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/569

Ta strona została skorygowana.

— Stróż z kamienicy wielmożnego pana — odparł drab, zamiatając czapką po ziemi.
Rak drzwi za nim zamknął i ręce szeroko przed szukającą wyjścia Heleną rozstawił.
— Nie puszczę... jak Boga kocham! — wołał.
Ona prosiła go błagalnym głosem:
— Państwo mają gości... nie jestem ubrana... przyjdę jutro!...
Lecz Rak wołać zaczął:
— Żabciu!... Żabusiu!...
Na progu salonu stanęła nagle Żabusia. Była ubrana w różowy flanelowy szlafrok, obszyty brązowem futerkiem. Włosy, splecione w długie warkocze, spadały jej na plecy.
Zobaczywszy Helenę, zatrzymała się przez chwilę niepewna i wahająca.
— A... to ty!... — wyrzekła, podchodząc bez zbytniego pospiechu.
Nagle w pół drogi, porwała się i rzuciła Helenie na szyję z szalonym wybuchem czułości.
— Doskonale zrobiłaś, przychodząc... chodź do salonu... chodź!...
Lecz Helena ociągała się.
— Nie jestem ubrana — mówiła.
Żabusia z zadowoleniem obrzuciła wzrokiem zaniedbany strój i wychudłą postać dawnej przyjaciółki.
— Cóż to szkodzi!... Jest tylko pan Hohe... ten się nie liczy!...
Uchyliwszy zasłony, wepchnęła Helenę do salonu, wołając tryumfująco:
— Pani Świeżawska.
Helena zatrzymała się, olśniona jasnem światłem dużej, na zielonej podstawie stojącej lampy, okry-