Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/57

Ta strona została skorygowana.

Majeski nie odpowiedział, lecz wstał, przycisnął z szykiem szapoklak do piersi i wyrzekł:
— Służę pani do walca!
I znów Helena zawirowała, patrząc w oczy młodego człowieka z tem samem pozornem oddaniem się bezgranicznem i tryumfalnie ujawnionem. Jak automat nakręcony przybierała ów wyraz twarzy i składała go, jak maskę po skończonym tańcu.
Porzuciwszy na środku salonu Majeskiego, obejrzała się dokoła, wszyscy wirowali w takt węgierskiego walca, nawet Rak, tańczący z przysiadaniem i rozwiewający poły swego długiego surduta. Koło drzwi stał Born i oczyma Helenę śledził, zbliżyła się ku niemu, kołysząc się jakby płynęła wśród fali.
— Nie będzie pan jutro przechodzić przez Saski ogród? — zapytała, stojąc o kilka kroków od niego.
— Nie, nie mam czasu. Rano muszę być w biurze, po południu piszę...
— Co za pracowitość!...
— Nie to, tylko niemożność i wstręt do próżniactwa!
— Jeżeli Pan pisze i zarabia, sprzedając swe książki, po cóż pan ma jeszcze, oprócz tego, biurowe zajęcie?
— Och, to cała historya!... Zanadto kocham to, co piszę, abym czynił sobie z tego źródło zarobku, nie chcę być wyrobnikiem pióra, wolę być...
— Wyrobnikiem biura!... — zaśmiała się Helena. — Podobno to, co pan pisze, dobrze wychowana kobieta czytać nie powinna...
Czoło Borna powlokło się chmurą.
— Nie mówmy o tem — znów przytaczasz pani zdanie Hohego.