tej olbrzymim żółtym abażurem. Pod lampą w kole jaskrawem abażuru stał Hohe.
Trzymał jak zawsze pochyloną głowę, mrużył oczy i miał usta ściągnięte. Odziany był ciemno. Helena w jednej chwili dostrzegła, że znacznie wyłysiał, gdyż pomiędzy pasmami szczelnie przygładzonych włosów przeświecało żółto różowe ciało.
Ukłonił się nisko Helenie i z wielką serdecznością zwrócił się do wchodzącego za żoną Raka.
— Ja do pana — wyrzekł — do pana głównie przyszedłem dziś, poinformować się co do ceny ziemi w waszych stronach. Piszę teraz powieść obywatelską a że niemal nigdy na wsi nie byłem, więc mi to trochę trudno... Czy zechce mi pan dać stosowne informacye.
Przymilał się, kokietował Raka — pewny siebie, spokojny, wobec drżącej i prawie bezprzytomnej Heleny.
Lecz Rak, podając mu obie ręce, śmiał się ciągle.
— A cóż to świadek zaprzysiężony był ten pan w czapce? Co? — zapytał.
Hohe zmieszał się cokolwiek i rzucił ukośne spojrzenie na Helenę, wprędce jednak odzyskał panowanie nad sobą.
— Och to nic! — wyrzekł słodkim głosem — to zaprzeczenie babskim plotkom, które mi trochę ujmy przynosić zaczęły.
— Bo... wyobraź sobie, Raku — szczebiotała Żabusia — ta Baczkiewiczówna... no wiesz — z Rozmaitości, naiwna rozgłasza jakoby pan Hohe jadał u niej codzień obiady, w czasie prób z jego sztuki: — Pan Hohe przyprowadził mi dziś swego stróża, aby mnie przekonać, że posyłał Baczkiewiczównie ostrygi i wino!...
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/570
Ta strona została skorygowana.