— Pozostanę w rękawiczkach — pomyślała — to będzie o wiele dystyngowaniej.
Hohe sięgnął po leżące na stole dzienniki. Zaczął je przeglądać. Rak, zadowolony iż znajdzie się wreszcie jakiś pretekst do rozmowy, grubym zakończonym czworograniasto paznokciem ukazał stronicę jednego z pism ilustrowanych.
— Widzieliście! — wyrzekł, krztusząc się ze śmiechu — duchy... fotografie duchów... jak Boga mego kocham!...
Hohe uśmiechnął się pobłażliwie.
— Co pan chcesz? — wyrzekł — Nauka zawiodła... ci panowie, zacząwszy od Żwana, zwracają się ku cudowności...
Lecz Helena przerwała mu uderzeniem pięścią o poręcz fotelu.
— Przepraszam pana — wyrzekła sucho i doniośle — nauka zawiodła tylko głupców i tych, którzy nie mają pojęcia o tem, co jest właściwie wiedza. Fotografie, które masz pan przed sobą, nie pochodzą z dziedziny cudów. Są to rzeczy pozytywne, materyalne... Są to łupiny naszego ja materyalnego, owe łupiny, które nie są dla wszystkich widzialne, a które dla anachoretów indyjskich były najzupełniej widoczne. Na szczycie Meru, synowi Dewaki, Krysznie, objawiło się takie „ciało astralne“ i odeszło w stronę Himawatu.
Wypowiedziała tę całą tyradę jednym tchem jak wyuczoną lekcyę, patrząc prosto w oczy Hohego.
Dziennikarz, zdziwiony, podniósł głowę, wyjął z kieszonki od kamizelki monokl „już bez tasiemki“ i wsadził go zręcznie w oko.
— A! — wyrzekł przeciągając — a!... nie wie-
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/574
Ta strona została skorygowana.