Przeszła mimo; trochę odzieży i bielizny leżało porozrzucane dokoła.
Helena weszła do jadalni.
Przy stole, jak zwykle, siedział Samana.
Obok niego stał jakiś mężczyzna, w palcie narzuconem „na opaczki“.
Stojąc, kołysał się na szeroko rozstawionych nogach.
— No — mówił — zejdźże, narwany, ze swej nirwany, bierz poduszkę i przeprowadzaj się!...
Słysząc szelest sukni, odwrócił się.
— Findesiècle’istka! — zawołał ze śmiechem.
Helena poznała Szerkowskiego.
Z nagłym ku niemu zbudzonym pociągiem, podała mu rękę.
— Witam pana!...
— Powinienem się był spodziewać zastać tu panią — wyrzekł Szerkowski.
— Dlaczego?
— Nowe prądy... modne!... Mistycyzm, spirytyzm, mediumizm... pierogi odgrzewane... w sam raz potrawa dla zbawienia żołądków pełnych dekadenckiej dyspepsyi... Rok dziewięćdziesiąty czwarty... Sześć lat do końca wieku... Fin-de-siécle!... ha?... co?...
Ukazał mrugnięciem oka milczącego Samanę.
— Asceta warszawski tak się objadł sałaty, że ruszyć się nie może... Chciałby się oto podnieść z ziemi, jak fakiry... Eliasz albo Kryszna... ani weź!.. Z krzesła się podnieść nawet nie może!... Patrz pani na tę twarz!... Co za wspaniały typ anachorety!...
Helena spojrzała na Samanę i ogarnęło ją nagłe zdziwienie. Nigdy może nie wydał jej się tak śmiesznym, tak dziwacznym i tak będącym w nie-
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/579
Ta strona została skorygowana.