— Jeżeli o tem wspominam, to jedynie dlatego, że może się zdecyduję przeczytać coś z dzieł pańskich. Pan wie, że opinia świata dla mnie nie istnieje. Ja mam szerokie poglądy i moją własną moralność...
Roztoczyła znów wachlarz i gryzła końce piór spalonemi gorączką ustami.
— To jest, chcesz pani przeczytać i moje dzieła na złość światu i owej „moralności“ ogólnej, która je wyklęła. Chce pani, rzucając w rozmowie tytuł mego dzieła, zdumiewać „śmiałością“ swoją zdziwionych filistrów i przerażać zadomowione i pełne przesądów kobiety. Do tego dzieła moje służyć pani nie mogą. Są za moralne moją znów moralnością. A moja moralność różni się od paninej o całą przepaść! Moralność pani lśni i błyszczy jak pawie piórka a moja ma trwałość i szarotę zgrzebnej chamskiej koszuli.
Helena przechyliła głowę, jak ptaszek, który ma zacząć swój wielki śpiew.
— W każdym razie tak moja, jak pańska moralność, mają jedną wspólną cechę — są niezawisłe...
— Znów jedno wielkie słowo, zapożyczone ze studyum pana Hohego... żegnam panią!
Skłoniwszy nizko głowę, otworzył drzwi do przedpokoju i znikł, zapuszczając za sobą portyerę.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Ostatni wyszli Żabusia z Rakiem, otuleni masą pledów, futer i chustek koronkowych. Gdy turkot ich karety przebrzmią! wśród ciszy nocnej, Helena zaczęła szybko ustawiać pod ścianą krzesła i gasić lampy.
Przed lustrem Świeżawski przyglądał się swym rzedniejącym włosom.