— Czy będziesz mogła iść dziś do hypoteki? — zapytał, zwracając się ku Helenie — każę zamówić akt u rejenta!...
— Nie — odparła Helena — pójdę jutro, dziś jestem zajętą.
Skończyła ustawiać krzesła i kierując się ku sypialni, wyrzekła:
— Możesz iść się położyć, już łóżko dla ciebie posłane.
Na progu odwróciła się.
— Czy zapłacisz rachunek z cukierni?
Świeżawski parsknął śmiechem.
— Ani myślę... chce ci się balów, to sama płać. Powiedziałem — na każdy czwartek dam dziesięć rubli. Ty rób, co chcesz!...
Helena przez ramię spojrzała nań z ironią.
— Lody były niezłe — prawda? — jadłeś za trzech.
— Za dziesięciu!
Usiadł na kanapie i zaczął ściągać buty.
Lecz Helena krzyknęła ostro:
— Nie tu, nie niszcz mi moich mebli! Nie rozbieraj się w mojej obecności! Myślisz, że masz do czynienia z Anną, albo inną twoją kochanką...
I wszedłszy do gabinetu, drzwi za sobą na klucz zamknęła.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Gorączkowo zaczęła zdejmować z siebie suknię i naciągać zniszczony szlafrok.
Poczem ułożyła się na szezlągu, lecz zasnąć nie mogła. Cały ten światek hałaśliwy, w którym teraz żyła, wirował jej przed oczami. Nie czuła doń ani wstrętu, ani obrzydzenia, tylko niewysłowioną pogardę.