sposób, jak działały dawniej odrętwiające pocałunki Siennickiego. Na stopień swego mistrza, wyniosła Helena Szerkowskiego, boć tak fatalnie słabą i chwiejną była jej natura, że bez jakiegoś motoru maszyna jej duchowa iść już naprzód nie mogła i nie chciała.
I były to teraz dla Heleny olśniewające chwile wielkiej błogości, gdy z zamkniętemi oczyma duszy mówiła sobie: „na wolę fali!“
Płynęła tak myślą po przestworzach dziwnie smutnych i wystygłych, na których całe skorupy błota pokrywały stada białych lilij i nawzajem dywany lilij czystych kryły ciałami swemi, wonnemi i gładkiemi jak łono kobiety, przepaście bagniste, w których gniły trupy moralności i uczciwości ludzkiej. I Helena widziała teraz dokładnie, że te lilie rosnące pod skorupą błota — to uczciwe uczucia serc ludzkich, oplute przez świat błotem jego własnej fabrykacyi, wiedziała również, iż te pozorne lilie tak olśniewające cnotliwością swoją — to burżuazyjna obłuda okrywająca płaszczem dewocyi, tradycyi i egoizmu — wrzody raka toczącego niższe warstwy społeczeństwa. Widziała to wszystko, lecz zamykała oczy, mówiąc swej duszy: „co nam do tego!“ I kołysała się zwolna, rozmiłowując się powoli w tej odległej kontemplacyi niesprawiedliwej sprawiedliwości ludzkiej.
Szerkowski przyszedł do niej i ukazał jej o wiele więcej nędz i fałszów ludzkich, niż kiedykolwiek spodziewać się mogła. Lecz ta ludzkość zaczęła wołać ku Helenie słowami królowej Saby Flauberta:
— Śmiej się, piękny pustelniku! Śmiej się... jestem bardzo wesoła... zobaczysz... Gram na lirze, tańczę jak pszczoła i umiem tysiące historyj, jedną zabawniejszą od drugiej!...
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/595
Ta strona została skorygowana.