mnie zło od siebie odtrąca, odpycha... Zły czyn sprawiłby mi przymus, przykrość... Widzi więc pani, że i ja jestem egoistą.
Helena nie odpowiedziała nic na te słowa, lecz czuła się nawskroś wstrząśniętą.
Przedewszystkiem, pociągnęła ją pewna cygańska artystyczna strona tego przeobrażenia. W głębi była ona zbyt mało artystką prawdziwą i zawsze i wszędzie burżuazka przeważała w jej usposobieniu. Rzuciła się więc znów na cechy łatwiejsze, zewnętrzne i te przesadzać zaczęła. Ironię swoją, drwiny — posuwała do pewnego stopnia cynizmu a nie mając dokoła siebie odpowiedniego pola do rozwijania swego nowego przeobrażenia, zwróciła się ku mężowi, o którego istnieniu najzupełniej podczas swych ezoterycznych dążeń zapomniała. Zamiast dawnych scen i obelg, zaczęła oblewać go deszczem siekającej, lecz napozór uprzejmej ironii. Wmawiała w siebie i w niego, iż czyny jego są objawami sprytu i wynikają z tysiąca przyczyn popychających go w tym kierunku. Gdyby jednak ktokolwiek kazał jej wyliczyć owe przyczyny, znalazłaby się w niemałym kłopocie.
Odnowiła po trosze dawne stosunki z niektóremi przyjaciółkami i zadziwiła je teraz swoją dezinwolturą, z jaką grała swój fin-de-siècle’izm, jak według panującej mody, swą dekadencyę nazywała. Wszystko bowiem teraz było fin-de-siècle! Poezye, sługi, czesanie włosów, obłuda, kłamstwo, dewocye, perfumy, mania chudnięcia, flirty (trywialna odmiana kokieteryi) psy, histeryczne ataki, ogłaszanie najzupełniejszego braku zazdrości, wystygnięcia serca, zaniku zmysłów — słowem wszystkie objawy moralne i materyalne, podciągane były pod nazwę... fin-de siècle’u.
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/598
Ta strona została skorygowana.