Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/60

Ta strona została skorygowana.

Wszystkie te kobiety zdawały sie jej być o wiele niższe od niej moralnie i umysłowo. Trzy lata upłynęły od owej pamiętnej chwili, w której zdrętwiała, czytając słowa „zasłużenie, sprawiedliwie“ — i przez te trzy lata przemiana jej moralna i fizyczna potęgowała się z dniem każdym. Powoli doszła do przekonania, iż postępek Świeżawskiego jest postępkiem, który popełnia każdy mężczyzna i zwierzęcość tego czynu wzbudziła w jej duszy całe moralne morze pogardy i goryczy. Wyszedłszy z fałszywego założenia, szła w coraz fałszywsze przestwory a fantazya jej nieukrócona zwróciła się w stronę łatwej i taniej pociechy, to jest w stronę umyślnej „lalkowatości“, zalotności, opartej na ciągłem szyderstwie i kulcie swej urody. Lecz Helena w gruncie rzeczy była niezmiernie sprytną i poznała, że sam pesymizm i ironia nie wystarczą dla uczynienia jej dostatecznie „oryginalną“. Z powietrza więc, z kilku przerzuconych w cukierni pism pochwytawszy słowa: „materyalizm“, „pozytywizm“ — przyswoiła je sobie, nadała im prywatne znaczenie i wojowała niemi na prawo i lewo, dodając czasem ulubione jej zdanie.
— Ja mam swoją moralność!
Powoli rozzuchwaliła się coraz więcej. Nazywano ją „oryginalną“ i inteligentną. Sama przed sobą grała ciągłą komedyę istoty „trzeźwej“, „praktycznej“, która zapomniała, co jest uśmiech i łza. Na mężczyzn patrzyła, jak na istoty niższego gatunku, podległe zwierzęcym instynktom i w każdym z nich starała się dostrzedz samcze popędy. Wywoływała je nawet zuchwale, skoro ktoś zdawał się jej być nadto „człowiekiem“, tak dobrze czuła kruchość zbudowanej przez się teoryi, w której zasklepiała się z jakimś wściekłym uporem maniaka.