duże kroki. W teatrze siedział napuszony, krzywiąc się lekko, lub często znów przybierał zagadkowy wyraz sfinksa, bawiąc się w duszy spłoszoną miną autora lub aktorów grających na scenie. Uzyskał wolny wstęp za kulisy i zaglądał czasem na próby, tyranizując aktorki, magnetyzując „naiwne“ powłóczystem spojrzeniem. Maszyniści znali skrzyp jego butów i stuk obcasów, które biły o podłogę pustą sceny, jak końskie kopyta. On szedł pomiędzy stosem sznurów niezwyciężony i zimny, przeszywając pogardliwem spojrzeniem Sosnowiczównę, z którą zerwał, i obrzucając wzgardą Baczkiewiczównę, u której dawniej jadał codziennie obiady. Aktorki po za jego plecami gardziły nim jak rozdeptanym ślimakiem, lecz znalazłszy się w jego obecności drżały, wiedząc, iż prędzej czy później opłacą mu daninę swego ciała, lub uniżoności moralnej, której on teraz przedewszystkiem wymagał. W salonach flirtował po literacku, umiejętnie à la Dorsenne z „Cosmopolis“ Bourgeta, udając, że zbliża się do każdej kobiety celem „analizowania“ jej „ja“. Burżuazki bogate, które przeważnie składały jego otoczenie, przyjmowały go rade i popisywały się przed nim ze swym fin-de-siècle’izmem.
On karcił je łagodnie, strofował, upominał, wmawiał w każdą, iż ma uśmiech Jocondy, doprowadzał, że za wachlarzem naznaczano mu schadzki, które on przyjmował jako jeden jeszcze więcej ciężar do zniesienia. Oglądał się teraz za bogatym ożenkiem i pragnął, aby jego przyszła żona była z „dobrego gniazda“ i miała niezły posażek. Pogardzał bowiem „materyą“ i pozostawiał ją brudnym dekadentom i naturalistom. Z poczwarki-reportera skrobiącego w dziale „wiadomości miejscowe“ wy-
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/601
Ta strona została skorygowana.