w romansie tej akuszerki i naturalisty. Lecz milkła prędko. Dławiło ją w gardle każde w tym przedmiocie wypowiedziane błazeństwo.
Co do Borna, wszystkie te panie zgadzały się na jedno. Książki, która wyszła z pod jego pióra, nie można było położyć w salonie — pomimo, że nawet dla Catulle Mendesa i jego „Zohar“ miejsce się znalazło. Lecz to były rzeczy „artystyczne“, a Born pisał grubym, trywialnym stylem. Były tam wprawdzie sceny „pikantne“, ale należało na nie czekać nieraz całe tomy!... W jego „Paryasach“ nie było do tej chwili ani jednego upadku. Maryśka Olejarek „upada“ dopiero na czterechsetnej stronnicy! Samego Hohego niecierpliwiło takie oczekiwanie. Przynajmniej tak twierdziła Żabusia, przed którą sławny pisarz przyznał się do „przerzucenia“ owej skandalicznej książki.
Przytem — owe bezustanne gadaniny o nadwartości, o wyzysku mięśni i nerwów, o dniu ośmiogodzinnym — o unormowaniu płacy kobiet i dzieci w fabrykach — czy to tematy do powieści?
— Gdy czytam powieść, pragnę oderwać się od rzeczywistości! — mówiła jedna z dam, odziana w orzechowy aksamitny kostium ubrany szenszylami.
Żabusia parskała śmiechem.
— Ja wam powiem co to takiego! — wołała — to się nazywa... socyologia... to objaw dekadentyzmu i naturalizmu!... Tak mi mówił Hohe! Rózia po uszy siedzi w tej logii... Nie jest już blada, ale zielona, tak się w książkach zaczytuje. A jej narzeczony pisze do niej wciąż listy, choć mieszka na tej co i ona ulicy i w listach tych mówi ciągle o owej socyologii...
— To wielka przyjemność pisać i odbierać
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/605
Ta strona została skorygowana.