ustroju społecznego. Czepiała się rzeczy błahych i powierzchownych. Pytała, kto będzie czyścił buciki, lub tym podobne spełniać posługi, jeśli wszystkim przyznają równe prawa... Nie słuchając odpowiedzi, wzruszała ramionami i machała ręką.
— A zresztą co mnie to obchodzi! — śmiała się — klasy pasożytów, klasy wyzyskiwanych, kollektywizm, produkcya... co mnie to obchodzi...
Prawdą zaś było istotną, iż ten stan obecny nużył ją i dręczył. Miała chwile, w których chciała usiąść i zawodzić jak podolska baba. Broniła się jednak tym przystępom czułości. Podrażnienie gruczołów łzawych — mówiła, wpijając paznogcie w ciało. Szła do gabinetu męża i jeśli znalazła Drechnera, wdawała się z nim w rozmowę — drwiąc nielitościwie z jego zabiegów o pozyskanie kilku kopiejek na rublu, a czasem na setce rubli.
W gabinecie tym było teraz bardzo pusto, gdyż Świeżawski wyniósł swe meble i ustawił je w jednem z mieszkań nowobudującego się domu pod pozorem lepszego doglądania robót. Lecz Helena, śmiejąc się, powiedziała mu wręcz, iż wywodzi ją w pole i chce zachować dla siebie kawalerskie pied-à-terre.
Od czasu do czasu brała powóz i jeździła po mieście, zdjęta nagle potrzebą ciągłego przebywania pomiędzy ludźmi, ale nie z ludźmi. Chciała widzieć dokoła siebie mrowisko ruchu i zabiegów codziennych, któremi gardziła, lecz nie chciała przyjmować najmniejszego udziału. Zapragnęła być jedynie „widzem“ szalonego targania się społeczeństwa w więzach obłudy, nikczemności, próżności, zmysłów, nerwów, nędzy fizycznej i materyalnej — widzem bezczynnym i neutralnie usposobionym.
Lecz owe rozkosze patrzenia — nędzne były
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/608
Ta strona została skorygowana.