Born porwał ją gwałtownie za ramiona i rzucił na fotel jak martwe ciało.
— Nie kłam! — krzyknął ostrym i wściekłym głosem.
Helenie nowe kłamstwo zastygło na ustach. Uczuła, iż poszła złą i fałszywą ścieżką. Szybko cofnęła się z niej i wpadła w drugą ostateczność.
— Jeżeli kłamię! — zawołała — to jedynie dlatego, aby panu umniejszyć bólu, jaki ci mem wyznaniem uczyniłam. Powinieneś to zrozumieć... i być mi wdzięczny, że szukam sposobu odzyskania twego serca...
Born spojrzał na nią zdziwiony.
— Mego serca? — wyrzekł powoli — dlaczego mówisz tu o mojem sercu?... Czy sądzisz, że cię kochałem?
Słowa te podziałały na Helenę, jak uderzenie szpicruty.
Uczuła się zranioną do głębi, nietylko w miłości własnej, ale i w tej serdecznej ranie, jaka się w piersi jej krwawić zaczęła.
— A! — wyrzekła urywanym głosem — a!... nie kochałeś mnie pan... nigdy?... Dobrze!... Dlaczego więc pobladłeś, gdy ci powiedziałam, że byłam... kochanką Hohego? Dlaczego bledniesz teraz jeszcze i odwracasz się odemnie? Dlaczego zmienisz się jeszcze bardziej, skoro ci powiem, że... ja... kochałam Hohego... że to ja sama pierwsza uczyniłam wszystko, co było można dla zawiązania tego stosunku... że pieszczoty jego były mi drogie... i że dziś jeszcze...
Mówiąc te słowa wstała z fotela i czającym się krokiem, jak kot szary o spłowiałych źrenicach, zmierzała ku Bornowi. Suknia jej szeleściła, jak masa jesiennych liści, okrycie spadło z jej ramion
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/619
Ta strona została skorygowana.