Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/625

Ta strona została skorygowana.

to serce, o którem nawet Helenie mówić nie było wolno...
Chwilowo obudziła się w niej jej dawna pycha światowej kokietki.
— Przyznał się, iż działałam na niego! — wyrzekła w myśli — lecz natychmiast dodała ze smutkiem najwyższym:
— Co mi z tego, co mi z tego!...
Ze słowami temi weszła na próg swego domu. Otworzyła drzwi kluczem, który miała teraz zawsze w kieszeni i powoli obeszła całe puste mieszkanie.
Nie było ani Świeżawskiego, ani Magdaleny. Helena wsłuchiwała się w stukot swych własnych kroków.
Mieszkanie to nie wydało się jej teraz „oberżą“ tak jak dawniej, lecz — grobem.
Wróciła powoli do przedpokoju i stała niezdecydowana. Patrzyła błędnym wzrokiem na sterczące ze ściany wieszadła. Co robić, gdzie pójść? Wszędzie nuda, pustka, kłamstwo, nikczemność. Wszędzie szych, pozłota, bagno, w którem grzęzną nogi...
Myślą powróciła do swej rozmowy z Bornem.
Miała racyę, mówiąc, iż to nie ona, ona sama była tą nią, krążącą stopami po ziemi. Gdy teraz zastanawiała się nad tem, co lat temu kilka uczyniła, lub co nawet wczoraj wymówiła — zdawało się jej, że to wszystko było snem i że ona tego nigdy uczynić nie mogła. A jednak teraz czuła więcej niż kiedykolwiek, iż każda z tych kobiet którą ona, Helena, była — pozostawiła w niej jakąś cząstkę i że te cząstki wytwarzają teraz jej istotę i wchodzą w skład jej duszy.
Nagle przypomniała sobie, że Szerkowski mógł