ofiarowywała się iść ze mną. Zaczęła mustrować Nabuchodonozora... robi miny i dąsy, skoro kto z „panów“ przyjdzie na herbatę. Z Hohem nienawidzą się jak pies z kotem...
— To przemawia na jej korzyść — roześmiała się Helena.
Żabusia zmrużyła oczy.
— Proszę... tak bardzo nienawidzisz pana Tańskiego?
— O kim mówisz, czy o Hohem?
— Tak!
— Dlaczego nazywasz go Tańskim?
— Bo Hohe ma do tego prawo! Jest to stary szlachcic Tański z rodu, a Hohe to przydomek...
— Czy jesteś tego pewną?
— Jestem pewną!... Dlaczego jednak ty tak bardzo Hohego nienawidzisz?... To dziwne!
I po chwili milczenia Żabusia dodała z przekąsem:
— Zdaje mi się, że dawniej byłaś innego zdania?
Na zmienioną twarz Heleny wystąpił blady rumieniec.
— Nie rozumiem cię... wytłomacz się...
Żabusia powstała, podeszła do tualetki i zaczęła irchą czyścić fałszywe szafiry swoich kolczyków.
— To bardzo proste — wyrzekła układnie — mówiono mi, że kochałaś się w Hohem do szaleństwa...
— A!...
— Tak!... tak!... I żeś ty chciała... tylko on nie miał ochoty!...
Serce Heleny bić gwałtownie zaczęło.
— Kto ci to powiedział? — spytała.
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/635
Ta strona została skorygowana.