chwila i pomyśleć jeszcze gotów, że mu się przed oczy nasuwam!
— O nie! — odparła Żabusia. — Hohe wie, że go nie lubisz, a on ciebie nawzajem znieść nie może!
— Doskonale! — roześmiała się Helena. — Widzę, iż usposobienia nasze względem siebie są zgodne... A teraz oto — o co chciałam cię prosić...
I szybko, jakby dławiąc się słowami, jakby wstydząc się tego, co wyjawić miała, zaczęła prosić Żabusię o pożyczenie jej wyprawki Nabuchodonozora, formy pieluszek, koszulek, powijaków, czepeczków.
Żabusia otworzyła szeroko błękitne źrenice.
— Dla kogo...
Przyciszonym głosem, śmiejąc się fałszywie, odparła Helena:
— Dla mnie!...
— Dla ciebie?...
— Tak!... dla mnie... wiem, że zachowałaś wyprawkę Nabuchodonozora... chciałabym zobaczyć i wyciąć formy... bo przyznam ci się, że nie mam o tem najmniejszego pojęcia.
Żabusia umilkła i, sznurując usta, odsunęła szufladę komody.
Z burżuazyjną symetryą ułożone, ukazały się stosy bielizny.
Żabusia uklękła i z pod prześcieradeł zaczęła wydobywać mikroskopijne koszulki i czepeczki i podawać je Helenie.
— To na pierwszy tydzień, bez obrąbków i bez guzików, to na drugi z rękawami odcinanemi i wszytemi w pachy...
Nagle zatrzymała się i kręcąc głową, spytała:
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/637
Ta strona została skorygowana.