Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/638

Ta strona została skorygowana.

— Powiedziałaś mężowi?...
— Naturalnie!
— Cóż on?...
— Przyjął nieszczególnie... mówi że to koszt, wydatek!
— Spodziewam się!... W każdym razie staraj się być dla niego jak najuprzejmiejszą...
— Jesteśmy teraz względnie dobrze... lepiej niż dawniej.
Żabusia pokiwała głową.
— Rozumiem... rozumiem — zamruczała jakby sama do siebie.
Helena bez entuzyazmu odbierała od swej przyjaciółki te maluchne drobiazgi i składała je na łóżku. Patrzyła na nie przygasłym i zmęczonym wzrokiem. Ubrana była w długi płaszcz jesienny ciemny i bardzo szeroki. Z dwóch otworów po bokach wychodziły jej ręce, z których zdjęła rękawiczki.
Ręce te były wychudłe i woskowo blade, jak ręce suchotnicy...
Nagle Helena powstrzymała wyciągające się ku niej ramię Żabusi.
— Dziękuję ci... mam wszystko co mi potrzeba!
Żabusia zamknęła szufladę i powstała z klęczek.
Patrzyła na Helenę z pewnym rodzajem poufałej ciekawości. Sznurowała usta i kiwała głową.
— Fatalna awantura! — wyrzekła nareszcie — czy ci się tylko uda...
Helena nie zrozumiała przewrotnego znaczenia tych słów.
— Och!... to nie awantura! — odparła opierając się o poręcz łóżka — ja sama tego bardzo