Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/639

Ta strona została skorygowana.

silnie w danej chwili pragnęłam. Chciałam zapełnić pustkę dokoła siebie, choć gdybym była wiedziała...
Urwała, zmęczona tem macierzyństwem, które przyszło na nią zbyt późno i trwożyło ją swem nieznanem niebezpieczeństwem.
Żabusia patrzyła na nią przez długą chwilę z pod nastroszonej grzywy.
Nagle poskoczyła ku drzwiom i zamknąwszy je, zbliżyła się ku Helenie z wyrazem szalonej ciekawości na swej lalkowatej buzi.
Stanąwszy tuż koło łóżka, przechyliła się przez poręcz i szeptem spytała:
— Powiedz mi... moja złota... czyje to?...
Piorun uderzył w serce Heleny.
— Jakto, czyje? — wybełkotała.
— No tak — szeptała Żabusia — przecież wszyscy wiedzą, iż od dawna małżeństwo wasze było fin-de-siècle... nie byłaś żoną twego męża... tylko de nomine... Sama to mówiłaś... Nie będziesz przecież chciała teraz wmówić w cały świat, że to dziecko twego męża!...
Był to najdotkliwszy cios, jaki ponieść mogło serce Fin-de-siècle’istki.
Opamiętała się wszakże, stłumiła gorycz cisnącą się na jej usta i odparła dobitnym choć drżącym głosem:
— A jednak tak jest!... Mój mąż jest istotnym ojcem mego dziecka... Pogodziliśmy się...
I z wysiłkiem dodała:
— Żyjemy teraz nawet bardzo dobrze...
Żabusia uczuła się niemile dotkniętą tym brakiem „zaufania“ ze strony swej dawnej przyjaciółki. Zesznurowała usta, złożyła ręce w małdrzyk.
— Wierzę ci — odparła — ja wierzę, lecz