kończące się zwykle wypędzeniem za drzwi faktora, który drzwiami kuchennemi swój kędzierzawy łeb wsuwał.
— To ja, Drechner!
Helena, wydając teraz dużo pieniędzy i potrzebując ich niemało, niecierpiała owej „kuchni“ pieniężnej, z której, zwłaszcza dla niej, nie było pociechy.
Drzwiami od sypialni weszła młodsza.
— Proszę pani, starsza pani zabrała znów ze sobą do łóżka pomadki i wszystkie w nocy rozdusiła... niech jej pani co powie.
Helena skinęła głową.
— Dobrze! — powiedz panu, że Drechner jest za drzwiami!
Przeszła sama przez sypialnię, nie patrząc na męża, który w tej chwili czesał się starannie. Na prawo z jadalni znajdował się pokój babki. Nacisnęła klamkę i weszła.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Niewielki czworokątny pokój miał w końcu zasłane wysoko łóżko i przykryte zielonym jedwabnym szalem z długiemi frendzlami. Mały parawanik usunięty ukazywał koło łóżka stolik, na którym obok krucyfiksu, leżało pełno świstków, książeczek i zżółkłych kopert. Koło okna stał fotel formy pierwszego Cesarstwa, okryty włosieniem i stolik z przymocowaną doń aksamitną poduszeczką. Koło ściany „kantorek“ z kolumnami tegoż, co i fotel stylu, niedaleko komódka Ludwika XV z pękniętym marmurowym blatem. Na nim pod kloszem zegar w stylu Ludwika Filipa z lecącym rumakiem i szafirowym cyferblatem. Obok niego pudełka i pudełeczka mahoniowe, markietowane, pełne kurzu, nieścieranego od miesiąca.