inni!... Enfin, skoro pragniesz swą tajemnicę zachować dla siebie, niech i tak będzie!... Źle jednak robisz, że mi nie ufasz... w danej chwili mogłabym ci być użyteczną radą i pomocą...
Zawiesiła głos, czekając na jakieś słowo ze strony Heleny. Widząc jednak, że Świeżawska w milczeniu układa czepeczki i zawija je w papier, dodała pospiesznie:
— W każdym jednak razie możesz liczyć na mnie. Będę cię bronić przed światem... zrobię wszystko, co będzie w mej mocy. Tylko... tylko dobrze zrobisz, prosząc twego męża, ażeby przez czas jakiś nie afiszował się w towarzystwie Baczkiewiczównej. Spotkałam ich wczoraj w ogrodzie Botanicznym... Pojmujesz... ludzie, widząc twego męża prowadzącego dawny sposób życia, nie uwierzą w waszą zgodę... a tem samem... w dziecko.
Helena z pozornym spokojem pociągnęła na twarz podniesioną woalkę i wzięła do ręki opięty szpilkami pakunek.
— Tak... tak... rozumiem — odparła, uśmiechając się blado. — Powiem to memu mężowi, dziękuję ci za przestrogę.
Podała rękę Żabusi i skierowała się przez salon ku przedpokojowi.
W salonie we framudze okna z książką w ręku stała Rózia.
Młoda dziewczyna czytała pilnie, wytężając wzrok, gdyż szara jesienna godzina płynęła przez podwójne i na zimę opatrzone okna.
Ubrana czarno, w sukience szczelnie zapiętej pod szyję, była blada tą kredową bladością, anemią strawionego, a nierozwiniętego organizmu.
Helena skinęła jej uprzejmie głową. Rózia od-
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/640
Ta strona została skorygowana.