— Każę nastawiać samowar!...
Od kilku chwil Helena zadawała sobie pytanie, jak wstać z tego nieszczęsnego fotelu i odejść niepostrzeżona.
Impertynencki wzrok Hohego drażnił ją i doprowadzał do rozpaczy. Przykuwał ją jak rozpalone obcęgi, świdrował jej mózg, siekł jej twarz obelżywą chłostą. Nie śmiała podnieść się i pod tym wzrokiem przejść całą przestrzeń salonu, która teraz zdawała się jej być lodowym obszarem.
Tymczasem Rak półgłosem czytał krytykę teatralną.
Nagle parsknął śmiechem.
— Figlarz z pana! — krzyknął. — Jak Boga mego kocham!... Wielki figlarz z pana!...
Hohe przechylił się z gracyą przez poręcz fotela.
— Dlaczego? — zapytał jęcząco.
— O, tu!... pisze pan: „Skoro mąż nie wie, że jest oszukiwany... po co mu oczy otwierać? Ostatecznie co to komu szkodzi, że ta rozwierzgana samica, jego żona, ugania się za jakimś rozwydrzonym dudkiem... Dumas syn (którego, nawiasem mówiąc, mam za ostatniego błazna), Augier a ostatnio, o ile mnie pamięć nie myli, Lemaitre i Sarcey...
Rak urwał olśniony...
— Jakto pan, panie tego, tak pamięta tyle takich nazwisk... fiu, fiu! — wyrzekł, kręcąc głową.
— Och — odparł niedbale Hohe — to bardzo łatwo.
Rak przerzucał dalej recenzyę.
— A... o! — zawołał — przypiął pan znów łatkę żydom i chłopom, dobrze pan zrobił.
— Spodziewam się! — rzucił Hohe — Staram
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/646
Ta strona została skorygowana.