Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/647

Ta strona została skorygowana.

się nie pominąć żadnej sposobności, aby tę rasę i tę kastę, która przyznaje się jedynie do solidarności z nami — gdy tego jej interesa wymagają — napiętnować tak jak na to zasługuje... Z chłopów bowiem mamy pijaków i złodziei a z żydów lichwiarzy i passez l’expression — kobiety złego życia...
Nagle szarpnięta nerwową dłonią firanka, odsłoniła się i Rózia z brwiami zmarszczonemi, z czołem podniesionem, poskoczyła na środek salonu.
— Szanuj, błaźnie, własnych rodziców! — krzyknęła drżącym głosem. — Szanuj własnych rodziców, skoro nic i nikogo uszanować nie potrafisz!
Hohe zbladł jak ściana, monokl wypadł mu z oka, wyprostował się tak szybko, iż gors koszuli zachrzęścił jak druciany pancerz.
— Co to, co to znaczy? — wybełkotał.
Rózia zbliżyła się ku niemu powoli i patrząc mu prosto w oczy, dobitnie mówić zaczęła:
— To znaczy... że jesteś pan synem żydówki i chłopa... synem Trejny, córki Jankla z pod Ożarówki, i Hrycia, syna Sycza z tej samej wioski. Nie kłam, nie przecz!... Nie chciej nas olśniewać swoją rasą, wrodzoną dystynkcyą i misyą, jaką masz, walczenia w imieniu szlachty! Narzeczony mój, także syn chłopa, lecz nie wstydzący się pochodzenia z chamów, razem z twoim bratem, Hryciem, świnie pasał!... Słyszysz pan, świnie pasał, i to w zgrzebnej koszuli, boso i z pokudłanym łbem...
Hohe powoli odzyskiwał pewność siebie i zimną krew.
— Proszę — wycedził przez zęby — jak to