Niepewność szarpała jej sercem.
— Czy mam prawo powoływać do życia istotę, która cierpieć będzie?...
Lecz natychmiast krzyżowała się inna myśl.
— Musiałam, musiałam... przyszła na mnie pora. Z trwogą zaczęła się zastanawiać nad tem, czem będzie ciało jej dziecka. Przechodziła myślą wszystkie swe fizyczne wady i ułomności, swoje, męża, obu rodzin... Teorya dziedziczności porwała ją w swoje posiadanie.
— A duch... owa strona duchowa? — pytała — W jakiem byłam usposobieniu i nastroju moralnym w chwili poczęcia? Byłamże „uczciwą“ — tak jakby Buddha to rozumiał?... Czy „uczciwy“ duch wcielił się w ciało mego dziecka?...
Znużona, zmęczona tym amalgamatem zdań krzyżujących się, błyskawicą złudną rozświetlających niby tajemne głębie — szarpała się tak ciągle w mglistem kole milionów myśli, przekonań, systemów, teoryj, które teraz powstały i budzić się w niej zaczynały ze zdwojoną siłą.
Dopóki Rózia była w jej domu, czepiała się jej jak deski zbawienia, wpajając w siebie pojęcia altruistyczne, pojęcia młodej dziewczyny, lecz gdy Rózia wyjechała do Genewy — Helena zapadła znów w chaos, w ciemnię, w mgławicę...
To było rzeczą naturalną.
Ewolucya jej intelektualna nie była dziełem refleksyi ani wyrozumowania.
W skutek hypertrofii myśli stała się dla siebie samej tak przejrzystą, iż odczuwała wszystkie sprężyny, które w ruch wprawiały jej moralną i materyalną istotę. System ten analizy chciała zastósować i do świata hypotez, w którym przebywała. Lecz tu brakło jej siły, wykształcenia i fizycznego
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/655
Ta strona została skorygowana.