— A może — myślała Helena — może ja miałam już te cienie, te przekonania, te pojęcia, te chęci w składzie swej istoty... nie nabyłam ich, tylko ściągnęłam podobne chęci, podobne wierzenia siłą swego ducha. Czuła, iż w umyśle jej powstaje coraz większy chaos.
— Nie będę myśleć... nie chcę myśleć... dziecko moje przyjdzie na świat...
I znów zajęczało w głębi jej istoty.
— Czem będzie? Czem będzie?...
Czy ma przechodzić te same co i ona koleje, czy ma w mózgu swym przynieść zarodki tego chaosu, który wirował dokoła niej i był nią samą? Czy dziecko to ma kłamać, oszukiwać, szaleć tak jak ona? Wątpić, wierzyć, kąpać się w błękitach ezoteryzmu i spadać brutalnie na ziemię nękane wymaganiami materyi, z którą będzie może w ciągłej walce, w ciągłej niezgodzie?...
Będzież miało tak jak ona wszystkie wierzenia i wszystkie niewiary, wszystkie entuzyazmy i ironie, które bolą jak lód na ranę świeżą położony.
Ona kończyła wiek... bo czuła, iż pomimo jej młodości — życie się dla niej skończyło. Przekroczyło próg, ugięta pod ciężarem całej masy wiedzy, dążeń i prądów — ona o ptasim mózgu, nerwowa, na pozór lalka, dźwigająca bez własnej woli i chęci, ciężar pracy i ciekawości drugich. Nie miała odwagi, siły i chęci iść dalej, zmartwiała nagle — i budziła się chwilami, przeżuwając dawne wrażenia.
Czasem przeszywał ją dreszcz trwogi. W chwilach podniecenia popełniała czyny, za które obecnie nie ona płacić będzie musiała.
I tak: dziecko jej, w oczach świata było ku-
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/657
Ta strona została skorygowana.