Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/71

Ta strona została skorygowana.

Helena wstała i, położywszy na fotelu mufkę, zaczęła zapinać futro.
— Egzamin pana Fajfra niewiele mnie obchodzi — wyrzekła wolno, cedząc wyrazy — nie jestem jego korepetytorem... Muszę jednak zwrócić cioci uwagę, iż mnie posądza niesłusznie, gdyż nawet przez ów egoizm, który mi ciocia zarzuca, nie zbłądzę nigdy.
— Dla mnie błędem jest dawanie pozorów i dozwalanie obrzucania błotem nazwiska, które się nosi — odparła staruszka.
Helena przed lustrem poprawiała woalkę.
— Dawanie pozorów ma tę swoją dobrą stronę, że daje temat do rozmów głupim plotkarkom — wyrzekła, nie odwracając głowy — co zaś do nazwiska, które się nosi, są to według mnie poprostu mrzonki! Nazwisko jest to pewna cyfra liter i kilka złożonych dźwięków... Oto wszystko!
Ciotka Julia odłożyła na bok robotę, oparła ręce o poręcze fotela. Na jej różową twarz wystąpiły purpurowe plamy.
— Nazwisko, to nie twoja własność — to własność twych dzieci.
— Przedewszystkiem, nie będę mieć dzieci!
— Dlaczego?
— Dlatego, że nie chcę popełniać zbrodni dawania życia istotom, które później mogą być nieszczęśliwe i przeklinać chwilę swego urodzenia.
Sięgała ręką po mufkę, gotowa już do wyjścia, elegancka i kształtna w swem długiem, wciętem futrze, pokrytem kosztownym aksamitem.
Lecz ciotka Julia gwałtownie tupnęła nogą.
— Kłamiesz! — zawołała — wykręcasz się znowu paradoksami. Nie chcesz mieć dzieci, obawiając się o swoją figurę, lękasz się trudów i kłopotów