jest was tylko garstka i obłęd wasz przeminie, inaczej... inaczej...
Nie dokończyła; upadła na fotel i twarz w spracowanych dłoniach ukryła. Promień słońca padł teraz na jej śnieżne włosy i rozsypany słał się ku ziemi, aż pod stopy Heleny, migocąc gwiazdką na końcu jej lakierowanego bucika.
Helena stała chwilę zmieszana, z oczyma spuszczonemi w ziemię, wreszcie, nieruszając się z miejsca, spytała zmienionym głosem:
— Cóż mam uczynić, może rozstać się z mężem?
Lecz ciotka Julia, nie odrywając twarzy od dłoni, odpowiedziała:
— Co Bóg złączył, niewolno jest ludziom rozłączać!
Natychmiast Helena podniosła głowę. Sceptyczny uśmiech powrócił na jej wargi. To bezwzględne a tak często wyrokami rozwodów negowane zdanie zabiło w niej wszelką chęć dłuższej z ciotką rozmowy.
— Żegnam ciocię! — wyrzekła, kierując się ku drzwiom.
Ciotka Julia nie poruszyła się z miejsca, siedziała wciąż nieruchoma i tylko wzdłuż jej palców sączyła się wązka nitka krwi i ku czarnej sukni, jak rubin drobny i blask w siebie chłonący, spadała.
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/73
Ta strona została skorygowana.