Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/76

Ta strona została skorygowana.

— Tak jest... którą kocham! — powtórzył przyciszonym głosem.
Helena patrzyła nań bokiem, wydał jej się śmiesznym, nos miał od chłodu czerwony, krawat brudny i zmięty.
— Zdawało mi się — ciągnął dalej Majeski, iż nie jestem pani... obojętny. Kilkakrotnie dawałaś mi pani dowody... pewnego... wyróżnienia...
Krztusił się, jąkał... Helena zaczęła uczuwać coś nakształt niesmaku i zniecierpliwienia.
— Patrz pan! — zawołała, budka z wodą sodową już otwarta...
Lecz on, nie zwracając uwagi na jej wykrzyknik, ciągnął dalej:
— Przekonanie to natchnęło mnie pewną myślą. Wiem, że państwo znacie bliżej dyrektora kolei nadwiślańskiej... czyby niemogła pani... przemówić za mną słów kilka... o danie mi choćby... najskromniejszej posady...
Wybuch śmiechu przerwał mu dalsze słowa. Helena śmiała się głośno, patrząc nań z pod przymkniętych powiek. Skośne jej źrenice przybrały teraz wyraz szalonej złośliwości i tryumfu. Jeszcze jeden mężczyzna miał ochotę sprzedać się za nędzną pensyę... tak jak tamten, ten drugi, ten ślubny, za cyfrę posagu!...
Jeszcze jeden!... jeszcze jeden!... Z radością nasuwała tę paciorkę na różaniec ilustracyj swego „katechizmu“ i, skinąwszy głową, w boczną aleję się zwróciła. Lecz Majeski podbiegł za nią i schwycił ją za fałdy futra.
— Dlaczego pani ucieka? — zawołał — dlaczego pani się gniewa? Czy obraziłem panią, czy nie chce pani przemówić za mną do dyrektora?
Helena stanęła na środku alei, pochyliła się