Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/77

Ta strona została skorygowana.

naprzód i patrząc w sam koniec zaczerwienionego nosa Majeskiego, mówić zaczęła:
— Nie, książe praktyczny — nie przemówię za panem do dyrektora nadwiślańskiej drogi, a czy wiesz pan dlaczego? Oto dlatego, że jestem praktyczną. Zwykłam robić zwykle to, co mi przyjemność sprawia, nawet przysługę drugim oddaję tylko wtedy, gdy ta przysługa mnie bezpośrednio daje jakąś chwilę przyjemną. Ponieważ zaś, wśrubowanie pana na posadę nie da mi nawet jednej dziewięćdziesiętej dziewiątej części jakiegokolwiek zadowolenia, przeto dyrektorowi kolei nie powiem ani słowa! Au revoir!...
Odeszła, skinąwszy mufką w stronę pompy, przy której już zdaleka dostrzedz można było długą i cienką postać Fajfra, ubranego w zielonawe wytarte palto.
Idąc ku niemu, Helena w duszy śmiała się, rada serdecznie z owego zdarzenia. Każdą ciemną kartę życia chwytała skwapliwie, zaszywając nią rysę, jaka się mogła wytworzyć w pancerzu jej pesymizmu. Podała dłoń Fajfrowi roześmiana, z oczyma błyszczącemi.
— Dzień dobry — rzekła do rozmarzonego chłopca, który patrzył na nią zamglonemi oczami — dzień dobry — czegóż pan teraz żądać będziesz odemnie? Protekcyi do twych profesorów? Tanio was nabyć można, panowie mężczyźni...
Fajfer chciał przemówić, otwierał usta, lecz ona, podniecona, nie dała mu powiedzieć ani słowa na swoją obronę.
— Jedno zapytanie? — wyrzekła dość ostrym i zmienionym głosem — Czy zdasz pan egzamin?
Rumiana twarz chłopca oblokła się wyrazem smutku.