Nie wiem... tej zimy nie pracowałem...
— Dlaczego?
Fajfer zawahał się chwilę, nareszcie wyszeptał:
— Pani wie...
Helena brwi zmarszczyła.
— Co wiem? Nie wiem nic, prócz tego, że musisz pan zdać ten egzamin ze względu na mnie! Słyszysz pan?
— Słyszę!
Spojrzała na niego, wydał się jej głupi, drobny, nędzny, w swym wytartym paltocie studenta, zupełnie inny od tego eleganckiego chłopca w frakowym garniturze, który wczoraj jeszcze zajmował honorowe miejsce pomiędzy „małpami mojej żony“.
— Heleno! — pani Heleno!...
Lecz ona myślała teraz: „dziwna rzecz, jak ci mężczyźni tracą przy świetle dziennem“, i znów uczuła ten sam niesmak, jaki jej przed chwilą sprawiał widok Majeskiego.
— Żegnam pana! — wyrzekła, podając Fajfrowi rękę.
W błękitnych oczach chłopca zabłysły łzy.
— Jaka pani niedobra!...
— To raczej pan jesteś niedobry, widzisz, że mnie nudzisz i chcesz nudzić mnie jeszcze dłużej. Bądź pan zdrów!
On starał się ją zatrzymać jeszcze chwilę.
— Gdzie panią zobaczę?
— Nie wiem, nie wiem...
Oddalała się szybko, przeskakując kałuże błota, stygnące tu i owdzie.
Odwróciła się jednak i rzuciła z uśmiechem:
— Proszę zdać egzamin!...
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |