Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/93

Ta strona została skorygowana.

ciągaj nagie i brudne szkielety pokryte trądem cielesnej i duchowej zgnilizny i śmiało, otwarcie stawiaj je przed oczami twych czytelników. O tych, którzy się od nich odwrócą — nie dbaj, ci nie są jeszcze dość moralnie dojrzeli, aby zrozumieć, że obowiązkiem ich nie filantropia chwilowa, nie rzucenie ogryzka jałmużny w stronę tej armii szkieletów, lecz wzniesienie do poziomu swego dobrobytu, swego wykształcenia duchowego — tego, co zgnilizną zionie! Lecz ci, którzy chętnie na ranę cuchnącą spojrzą, którzy w niej nie „lubieżność“, lecz rozkład moralny poczują, którzy do przyczyn sięgną, którzy twój cel zrozumieją, ci są przy tobie i z tobą w chwili tworzenia, ci już dojrzeli do wspólnej nad dobrem ogółu pracy i dla nich trzeba i musisz pracować dalej, nie zważając na to, co pan Hohe o tobie pisać się ośmiela!...
Born słuchał w milczeniu, patrząc znów w ziemię, twarz mu pobladła, postarzała się, policzki zapadły.
— Tyle lat już walczę! — wyszeptał — często sił mi braknie, chwilami przysięgam sobie, że więcej nie będę pisać, to znów zrywam się do pióra. Inaczej pisać nie mogę, nie umiem. Rzucają mi w oczy naśladownictwo Zoli... gdy pisałem moją pierwszą nowelę, mało troszczyłem się o istnienie naturalizmu. Zakopany w mej pracy biurowej i w czytaniu Platona raz widząc czysty arkusz papieru, zacząłem kreślić, co mi się po myśli snuło. Przyjaciel wyjął mi arkusz ten z ręki i podał do druku... Podobno napisałem rzecz „wstrętną“, „zgniłą“, „naturalistyczną“, „lubieżną“ — czy ja wiem! Zbiorowisko rzeczy zgniłych i cuchnących, obliczonych na drażnienie zmysłów starych rozpustników! To dziwne!... a ja, gdy pisałem tę drobnostkę, miałem przed