Strona:Gabriela Zapolska - Fjoletowe pończochy.djvu/6

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy mecenasowa wchodzi do jadalni cichutko w swych pantofelkach filcowych, Stefan mimowoli spogląda na jej nogi.
Są obciągnięte czarnemi banalnemi pończoszkami i nie zdają się nic mieć wspólnego z fjoletowemi irysami, które wyryły sobie w jego mózgu ognistą drogę.
Uśmiech ironii przesuwa się po ustach Stefana i wzrok jego obrzuca nim całą postać żony, bardzo na pozór chłodną, mieszczańską i spokojną.
— Ta już pewnie nigdy nie włożyłaby fjoletowych pończoch! — myśli sobie w duszy...