Strona:Gabriela Zapolska - Frania.djvu/1

Ta strona została skorygowana.
FRANIA.
SZKIC
przez
Gabryelę Zapolską.

— Pójdziemy na festyn?
— Jak chcesz!...
— Ta ta ta!.. masło maślane... obłudnik! faryzejczyk!... myślałby kto, że trzech zliczyć nie umie. Tyran!...
Marulka stulił uszy, poprawił się niespokojnie na krześle i drżącą ze starości ręką po obrusie zaczął nożem krzyżyki znaczyć.
Lecz pani Franciszka porwała go za rękaw i gwałtownie nim targać zaczęła.
— Połóż ty!... niedorajdo!... obrusy teraz będziesz krajać w kawałki!... niszczyć bieliznę stołową, co moją krwawą pracą w kupie trzymam, bez florku, piorę i nie daję się jej rozpaść w kawałki!
Umilkła na chwilę, lecz zaraz podjęła tym samym krzykliwym głosem:
— Tybyś chętnie serce moje wziął i tak na sztuki nożem pokrajał... znam cię, ptaszku!...
Marulka podniósł na żonę swe wielkie zamglone źrenice, nad któremi sterczały krzaki brwi od siwizny białych.
— Co ty gadasz, Franiu!... wyszeptał, wzruszając ramionami.
Lecz Frania w spojrzeniu tem znalazła nowy powód do gniewu.
— O!... jakto patrzy! jakto patrzy z podełba... jak zbój!...
Uderzyła drobną pięścią w stół.
— Nie patrz na mnie, bo mi schab przez gardło nie przejdzie...
Marulka opuścił pomarszczone i zaczerwienione powieki i siedział teraz nieruchomy, jak posąg, strawiony rdzą czasu, pracy i niedostatku. Przed sobą miał szerokie i rozłożyste piersi żony, objęte wykrochmalonym i wyrurkowanym kaftanikiem. Po przez oczka