Czuli się to czuli a ja najczęściej, gdy mnie Tulipski całuje — o jutrzejszym obiedzie myślę, albo o tem, czy aby strych będzie wolny w przyszłym tygodniu i czy mogę zacząć pranie....
— To tak, jak ja!... przyświadczała Frania.
Mrok zapadał błękitny i tajemniczy.
W klatce kanarki kurczyły się do snu, chowając głowę pod skrzydełka. Przytuliły się do siebie blizko, blizko i wisiały tak nieruchomie w przestrzeni, jak dwie gwiazdeczki złote nagle ze sobą złączone.
Przed obydwoma kobietami na maluchnym stoliku, pokrytym czerwonym obrusem, stały filiżanki od kawy, cukierniczka, okruchy ciastek na talerzyku i w pudełku smażone owoce.
Pani Tulipska utkwiła wzrok w klatkę z ptakami.
— Będzie pani miała młode? — spytała wreszcie chrapliwym głosem.
— Będę! — odparła Frania — kupiłam niedawno samicę na miejsce tej, co zdechła. Zaraz się pokochali z kanarkiem i teraz panuje między niemi wielka miłość...
Pani Tulipska wydęła usta i sięgnęła po smażoną gruszkę.
— Och!... te zwierzęta!... wyszeptała przewracając oczy.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Nienawiść, jaką miała Frania do objawów miłości męża, powoli przeszła i na samą postać Marulki. Ośmielając się, coraz więcej ścigała go tą nienawiścią ciągle, siekąc go rózgą pogardliwych wyrażeń, rzucając mu w twarz jego wiek, złamaną postać, trudność wysłowienia się. Cały rząd domu przeszedł w jej ręce, odebrała mu pieniądze, i wydzielała mu centy na marki do listów, lub na trochę tabaki. Marulka był urzędnikiem w niewielkim banku i pensyjka jego zaledwo wystarczała na skromne życie dla dwojga. Frania znajdowała w tem doskonałe źródło utyskiwań i tronując wśród swych dwóch po-