Strona:Gabriela Zapolska - Głowa.djvu/1

Ta strona została uwierzytelniona.
GŁOWA.

Znał ją od lat trzech całą żółtą z brunatną plamą oczodołów, smutną resztę wielkości człowieczej — wśród zaczerwieniałych szychów, miniatur, wachlarzy — na straganie wystawy brica-braca.
Idąc do biura, do tej amerykańskiej assurance sur la vie, gdzie zaledwie danem mu było wziąć z ręki kasjera, tyle, ile wystarczało na niezginięcie z głodu — tam pod górą Montmartre, gdzie przyczepił się w smutnem garni jak ptak stary i burzami zmęczony — codzień mijał na ulicy Victor Massé — rudawą plamę tej trupiej głowy, śmiejącej się w ciemni wichrów jesiennych jak kwiat mistyczny, pełen grozy i niewolniczej potęgi.
On sam, miał smutne życie wyrobnika ubranego w surdut i palto od Cremieux na wypłatę wzięte... Brał dwieście franków miesięcznie. Była to nędza, nędza czarna, życie po garkuchniach podejrzanej świeżości, picie absyntu raz na tydzień na tarasie Café de la Paix, obliczanie się sumienne i hałaśliwe z praczką, wieczory zimowe bez ognia na kominku — którego zapuszczona klapa jak welon żałobny, twardy, zimny i wystygły — zwierzała się z melancholją dżdżu w obramowaniu białego marmuru, rozjaśnionego złoconą pręgą.
Przyjechał do Paryża z nadzieją zrobienia „losu“ — pełen zarozumiałych poglądów i przekonania o swej niespożytej sile. Schwycił się od razu ze zwierzem za bary. Zdało mu się łatwą rzeczą pokonać to dyszące blaskiem i hukiem bydlę, złożone z tysięcy domów, z kroci, kipiących chęcią dojścia ludzi. — Lecz w walce tej był pokonany. Marzył o pałacu na Monceau, opadł w garni za czterdzieści franków miesięcznie. Zuchwały kelner w haftowanych pantoflach, z hałasem brutalnego chłopa ciskał mu szarym rankiem źle wyczyszczone buty na słomiankę, drzemiącą u drzwi. W gargocie, w której jadał, dziewczyna usługu-