Dochodząc do sklepu, uczuł, że mu serce w piersi zamiera. I on miał mieć teraz Zaduszki! Kupił po drodze mały bukiecik fjołków i ułożył sobie, że te fjołki włoży razem z nią do katakumb. W myśli widział już ciemny fjolet kwiatów przy rudej żółtości kości....
Przyśpieszył kroku — stanął przed sklepem brokantera.
Przed nim jednak, na szafocie opustoszałych desek nie śmiały się smutne szczęki. Głowa znikła.
W tej chwili właśnie wyszedł ze sklepu kupiec. Miał szalik na szyi i fajkę w zębach.
Nieznajomy oprzytomniał.
— Przychodzę po głowę... chciałbym ją kupić!...
Kupiec parsknął śmiechem.
— Za późno!... Przed godziną sprzedałem ją malarzowi, zrobi sobie z niej pudełko do tytuniu, tak jak panu mówiłem. Tylko sam ją przepiłuje. Powiada, że umie... Ja myślę, że połupie ją w kawałki. Wreszcie... jeśli mu się tak podoba... Trzeba było się śpieszyć!...
Bukiecik fjołków wypadł z rąk mistyka i leżał teraz świeży i smutny wśród błotnej strugi wąskiego trotuaru.
Paryż, w październiku 1892.