Strona:Gabriela Zapolska - I tacy bywają.djvu/104

Ta strona została skorygowana.

rożku wciśnięta, nieśmiało, jakby bojaźliwie, widniała mała paczka banknotów...
Hrabia wziął ją w drżące palce i patrzył na nią długą chwilę; chłonął ją prawie wzrokiem — sądzićby można, że pragnął, aby wzrosła pod temi zrozpaczonemi oczyma; lecz paczka ta była nieubłagana, nędzna, drobna, miała pozór okruszyny, spadłej ze stołu bogacza, jakiejś nędznej kostki, pozostałej po uczcie wspaniałej. Hrabia westchnął i, zgarnąwszy listy na tackę z chińskiej laki, przeszedł z niemi do salonu. Paczkę banknotów położył na biurku, a z listami zbliżył się do kominka, w którego różowych marmurowych ramach tlił jeszcze niewygasły ogień.

∗                    ∗

Zanim wszakże te drobne liściki rzucone zostały w płomienie, hrabia drżącą ręką przewracał je, jakby szukając czegoś. Może miał nadzieję, że znajdzie się w nich jakaś paczka banknotów, cudem ocalona z tej powodzi — nie wiem, — ale to pewna, że listy te nic nie zostawiły! Pochłonęły wszystko, jak zgłodniałe wilczyce, cały majątek tego człowieka, nie dając mu nic w zamian, oprócz chwili kłamanej rozkoszy. Szelest, jaki sprawiały przewracane przez hrabiego koperty, przypominał szelest jedwabnych kobiecych sukien, a lśniący