poddasza — konieczną tak, jak papieros zwinięty jej ręką.
Nauczył ją bowiem zwijać papierosy i ona nieraz, dzień cały leżąc w łóżku, zwijała mu setki całe, skąpana w tytoniu, którego gałązki czepiały się jej rozczochranych włosów lub nagich ramion...
On całował ją wtedy przesiąkłą ostrą tytoniową wonią i upajał się podwójnie — zapachem jej ciała i tytoniu, zadawalniając swe obie główne namiętności...
O! Te dnie... pamięta on je dobrze — zapomnieć o nich nie może! Znosił wtedy do swej izdebki co mógł wyprosić u Inocentego. Raz nawet dał jej całe kurczę, które jakiś gość odrzucił pod pretekstem, że było... za chude. Ona jednak chrupała je całe, śmiejąc się łakomie, a potem w nagrodę obdarzyła go... pieszczotą i setką papierosów. Najchętniej jednak jadała sosy, ostre, zaprawione papryką, korzeniami... Pochłaniała je z chlebem a śmiech jej miał wtedy ostre, podniesione dźwięki. Gdy Józef powracał ze swej nocnej służby, chwytała wówczas papierosy garściami i obrzucała go niemi jak gradem pocisków, wołając przytem jak na psa:
Na! Łapaj!...
I potem długo w nocy słychać było ich śmiechy, a obłoki dymu zalegały izdebkę.
Strona:Gabriela Zapolska - I tacy bywają.djvu/117
Ta strona została skorygowana.