Lusterka te dla bacznego obserwatora były najdoskonalszem świadectwem sposobu życia aktorki.
Są tam lusterka „porządne“, oprawne w dębowe ramy, bezpretensjonalne, niezmiernie dobrze wytarte.
Inne mają minki strojnych w plusz kokietek, weneckie, kryształowe, mówią, że właścicielka jeździła... daleko.
Wielkie, w srebro oprawne lustro „naiwnej“ opowiada o staranności, jaką ją otacza... stryjaszek; kawałek nadtłuczonego szkła naśladuje lustro subretki, która minjową szminką smaruje monogramy na swych wybladłych policzkach.
Od stolika podnosi się chuda, drobna dziewczyna z kaskadą płowych włosów na nagich ramionach; powoli, systematycznie wdziewa różową bareżową sukienkę, sukienkę dziecka, rozszerzoną na ciało trzydziestoletniej kobiety.
Poczem, założywszy jeszcze fartuszek z szeleczkami, zaczyna swą wieczną wędrówkę po garderobie, pytając każdą prawie sługę:
— Czy jestem dobrze ucharakteryzowana?
Nikt jej nie odpowiada — wszyscy się śpieszą; z poza drzwi źle przymkniętych słychać dzwonek inspicjenta; w kącie tęga i dziobata aktorka krzyczy mdlejącym głosem na wystraszoną sługę:
Strona:Gabriela Zapolska - I tacy bywają.djvu/14
Ta strona została skorygowana.