Strona:Gabriela Zapolska - I tacy bywają.djvu/141

Ta strona została skorygowana.

Po chwili cisza zaległa mieszkanie. Przy komodzie tylko pozostała zgarbiona postać, starca, drżącemi rękami układającego rozrzucone drobiazgi. Kosmyk siwych, wypomadowanych włosów opadł mu na spocone czoło, i przylgnął jak szrama, w walce otrzymana. Głownia wypadła na ziemię i, sycząc, dogasała. On nic nie widział, nic nie słyszał. Powtarzał tylko:
— Kulopatwa, mandalynki, wstążka lila, lila, lila!...
Nagle przestał przewracać koronki i westchnął rozpaczliwie:
— O Jezu! Gdzie ja tela lila wstążkę znajdę!

∗                    ∗

Ona była „naiwną“, on był jej „stryjaszkiem“. Znali go wszyscy — i starzy i młodzi. Gdy zgarbiony, lecz wyświeżony, wsuwał się do krzeseł, uczniowie, siedzący na galerji, przechylali swe głowy, chichocząc się radośnie:
— Stryjaszek, patrz, stryjaszek idzie!
Nawet panie w lożach uśmiechały się dyskretnie, wzruszając ramionami i z poza wachlarzy wskazywały sobie „stryjaszka“ naiwnej.
On tymczasem siadał w swojem krześle zdenerwowany, drżący, pełen obawy o nową rolę, którą umiał całą od początku do końca, a czasem i sztukę całą.