Strona:Gabriela Zapolska - I tacy bywają.djvu/16

Ta strona została skorygowana.

Ta „baronowa“ ma zawsze sposób mówienia: a niechże ją!...
Jedna „naiwna“ krąży ciągle pomiędzy armją sług, krąży jak żyd wieczny tułacz, pytając ciągle: „jestem dobrze ucharakteryzowana?“ Pod ścianą, koło drzwi tylko cicho, spokojnie. Aktorka tam siedząca już się ubrała i teraz siedzi, patrząc wybladłemi oczyma na płomień gazu, przedzierający się przez stłuczone szkiełko.
Drobna jej twarz, zmarszczona ma dziwnie regularne rysy, skrzywione jednak jakiemś wewnętrznem cierpieniem. Bielidło odznacza tylko bruzdy i zmarszczki dokoła nosa i oczu, róż tworzy chorobliwe ceglaste rumieńce na policzkach.
Włosy blond, starannie ufryzowane, przysypane pudrem i przystrojone różami, mają w swych złotych cieniach jakąś dziewczęcą świeżość, coś pozostałego z młodości i wdzięku tej kobiety.
Biała jedwabna suknia ubogiemi fałdami okala wychudłą postać, tak wychudłą, że prawie szkieletem jeno zwaćby się ją godziło. Girlanda z róż okala wycięcie stanika; z poza tych różanych kwiatów sterczy deka piersiowa, cienką tylko powleczona skórą. Szyja pomarszczona, ustrojona w trzy rzędy fałszywych pereł i iluzjowe frou-frou, biedna, cienka szyja wynędzniałej kobiety, kurczy się