Strona:Gabriela Zapolska - I tacy bywają.djvu/19

Ta strona została skorygowana.

niechże zobaczę ten panache, który kupowałaś dziś na Wodnej ulicy... Powiadam paniom, panache jak... dynia, z samych strusich piór.
Wszystkie aktorki zwróciły oczy na Maryszewską, tulącą się do swego kącika.
— Gdzie panache? gdzie? — pytały.
W oczach im migotały blaski, jakie mają zwykle kobiety na widok nowości tualetowej.
Maryszewska jednak nie odpowiadała — szukała teraz nerwowo roli i, znalazłszy ją, czytać zaczęła.
— Zapłaciła dwa talary i nie ubrała się.... skąpica!...
A subretka, przypadłszy prawie na kolana, zawołała:
— Gdzie panache?... pokaż pani!... pokaż!
Maryszewska zniecierpliwiona poruszyła się na krześle.
— Kupiłam, prawda! — odrzekła po woli — ale nie dla siebie!...
— Dla kogo? Dla kogo? — nalegano ze wszystkich stron.
Ona uśmiechnęła się teraz łagodnie, rzewnie prawie.
— Dla... Mani.
Kobiety zamilkły na chwilę.
Lecz ona mówić teraz zaczęła.
Tak, dla Mani kupiła panache do kapelusza, a wczoraj sukienkę i pończochy pół-