Strona:Gabriela Zapolska - I tacy bywają.djvu/22

Ta strona została skorygowana.

Ta „Mania“ to czysta „córka regimentu“ — wszystkie się nią interesują, odczuwają w głębi swych istot jakąś nieprzepartą potrzebę zajmowania się dziećmi, pełne chęci zaspokojenia choć częściowo, chybionego powołania kobiety.
Maryszewska ożywiona podnosi głos, rzuca pod stół rolę margrabiny Villafrancha i, podnosząc się z krzesła, pokazuje teraz koleżankom wysokość wzrostu Mani.
— O, prawie mi sięga pod pachę — mówi, wyciągając swą chudą rękę; lecz nagle przymyka oczy, twarz jej kurczowo się wykrzywia i z głuchym jękiem upada na krzesło, ginąc w powodzi róż i zżółkłych jedwabiów. Aktorki przerażone pochylają się nad nią, rozpinają stanik, podają wodę kolońską.
Całe dobre serce tej cygańskiej dziatwy ujawnia się w tej chwili. Strwożone, że łzami w oczach, starają się przyprowadzić Maryszewską do przytomości.
Jedna z nich wysyła służącą do cukierni po kieliszek konjaku, druga po herbatę lub buljon.
Ona jednak, zsiniała cała, wije się w jakichś strasznych boleściach, szarpiących jej wnętrzności. Róże z włosów jej wypadają, rozpięty stanik ukazuje pierś wyschłą jak zapadła mogiła.
Głowa pochyla się na prawo i lewo, jakby