się zabezpieczyć przed zimnem... dyrektor na kawałku wolnego stołu robił rachunek, kłócąc się z kasjerem.
Poza kulisami tymczasem stygnął trup kobiety, trup biedny, nędzny, pokurczony cierpieniem, oblany krwią i łzami, a przecież tak wielki, tak wspaniały w swej miłości macierzyńskiej — trup kobiety, zda się, swem grobowem milczeniem mówiącej:
— Zginęłam dla dziecka!... Dla... Mani!...
Wielka nowina wstrząsnęła wszystkimi aktorami.
— „Grandziarz“... ma syna!
— Nie, to niemożliwe; grandziarz-rafa ojcem? Cóż znowu, do czego to podobne?
— Ależ tak... został ojcem „z przyległościami“; sam opowiadał o tem w knajpce.
— A matka?
— Umarła!
— A to go wzięła na grandę!
— Już ją pochowali.
— Eh, moje dzieci, może to dla niej najlepiej... z takim grandziarzem...