Niepospolita była to inteligencja, umysł bystry, silnie obserwacyjny. Humor gryzący, aż w jad przechodził; ukośne, zielonawe oczy przeszywały do głębi i wydzierały z głębi serca wiarę i to, co entuzjaści „ideałami“ zowią.
Grandziarz nie wierzył w nic, przeczył wszystkiemu; była to chodząca negacja, wspaniałe uosobienie chłodu ducha, ironicznej trzeźwości, demonicznej chęci wydzierania pełnemi garściami z duszy bliźnich tego, co im jeszcze życie złociło...
Gdy mówił, „po nas... potop“! — miał w kącikach ust tyle przekonywającego jadu, że mimowoli opuszczało się głowę, powtarzając:
— Po nas potop!...
Miłość, uczucie, przywiązanie — nie istniały dla tego cygana. Nabierał kobiety na kawały, ograniczając się przeważnie na głupkowatych chórzystkach. Te mu jeszcze wierzyły i w zielonawych oczach „grandziarza“ nie dostrzegały ironji, z jaką je traktował.
Gdy „przyszły do rozumu“ — nie pozwalały więcej drwić ze siebie i oddalały się od grandziarza bogate w doświadczenie.
Publiczność dzielił grandziarz na „szarą“ i „bębenków“.
Szara, to ta, która aktora zna jedynie ze sceny i na tem się ogranicza, „Bębenki“, to
Strona:Gabriela Zapolska - I tacy bywają.djvu/41
Ta strona została skorygowana.