Strona:Gabriela Zapolska - I tacy bywają.djvu/57

Ta strona została skorygowana.



„Ach! Najszczęśliwsi na świecie nie wiedzą,
Gdzie duchy skrzydła na ramiona kładną“.

Służący podniósł storę i smuga jasnego światła wpłynęła do pokoju. Lecz światło to pochwycone i niejako wessane zostało w ciemność, zalegającą mieszkanie. Ciemno tu było dookoła — ciemne tapety zdobiły ściany, ciemne draperje portjer zwieszały się żałobnie z czarnych strzał, ozdobionych oksydowanemi kółkami, ciemne ramy okalały przygasłe zwierciadła, a niemal czarny plusz okrywał fotele i otomany.
Wszędzie cień, dookoła cień!...
W ponurych kątach czerniały jakieś masy, stare meble, biurka o dziwnych kształtach, etażerki w formie lir o połamanych trzcinowych strunach. Na ścianach rozpinały się gobeliny o ciemnych barwach, zniszczone, z piętnem wielkiej starości na szarem ciele kobiet, które gdzie niegdzie wysuwały się z pośród czarnych plam, mających przedstawiać krzaki. Ponad drzwiami umieszczono kilka zczerniałych płócien, bardzo cennych zapewne,