Wielkie jego majątki topniały mu w rękach, płynąc jak i życie jego — na marne!
Sumy całe ulatniały się, nie pozostawiając po sobie śladu.
On nie rachował nigdy — dziwił się tylko, gdy skrytka w biurku okazała się pusta.
Mruczał tylko i wydawał rozporządzenie, aby las wyciąć, lub jedną z wiosek sprzedać.
W jedną tylko potęgę wierzył ten człowiek — w potęgę pieniędzy.
Sądził, że pieniędzmi wszystko opłacić i okupić można. Każdy żal, każdy zawód serdeczny miał, wedle niego, swą cenę.
Nawet życie ludzkie chciał kupić i dziwił się, że go nabyć nie można.
Gdy mu dano znać o śmiertelnej choro bie syna, posłał znaczną sumę pieniężną z lakonicznem rozporządzeniem:
— Za te pieniądze wyleczyć go! Chcę tego.
Więcej nic.
Według niego, było to dostateczne do wlania życia w kostniejące już ciało.
Gdy otrzymał telegram, donoszący mu o skonie syna, pierwsze jego słowa były:
— Chyba nie otrzymali pieniędzy!
Nie on był winien wszakże tej strasznej niemoralności pojęć, — wychowanie spaczone, wychowanie magnackiego dziecka, samowolnego, gwałtownego, pełnego dumy i nieukró-
Strona:Gabriela Zapolska - I tacy bywają.djvu/62
Ta strona została skorygowana.